Zostaliśmy sami w mieszkaniu, nie na długo, ale na wystarczająco długo…
Po latach wspólnego życia i dzielenia łoża (tak, tak… oglądam serial osadzony w osiemnastym wieku minionego tysiąclecia) dokładnie wiemy, gdzie dotknąć, musnąć językiem, zassać ustami, by podniecenie gwałtownie rosło, a spełnienie szybko przyszło…
Szybkie odświeżenie po intensywnym dniu, letnia domowa sukienka, rozpięty rozporek, kanapa… Kanapa? Nie… łóżko lepsze, więcej miejsca, wygodniej, cieplej, przytulniej…
Położyłam się, delikatnie na boku, z głową na poduszce… on położył się również, z głową między moimi nogami… to wystarczyło, by przeszedł mnie jeden, drugi i trzeci dreszcz podniecenia… wraz z trzecim poczułam spływającą po pośladku moją rozkosz… tak niewiele potrzeba, bym zrobiła się wilgotna… zachwycił się i wpił we mnie usta… ja wzięłam w dłonie moje piersi… w palce moje sutki i delikatnie je skręcałam…
– Smakujesz wybornie… uwielbiam Ciebie… – wymruczał pomiędzy jednym, a drugim oddechem…
Mrucząc połaskotał mnie zarostem… byłam tak wrażliwa, że na moment, skupiona na płynącej spomiędzy ud rozkoszy, odpłynęłam, by po chwili wziąć głęboki oddech i wydać z siebie serię pojękiwań świadczących o tym, że spełnienie dawno nie było tak blisko…
– Wejdziesz we mnie? – wyszeptałam i uniosłam głowę, bo chciałam się upewnić na co on ma dzisiaj ochotę…
Mogłam poczuć spełnienie w tej właśnie chwili lub zaczekać na niego…
Pokiwał głową i wyszeptał:
– Za chwilę… – poprawiłam poduszkę, położyłam na niej głowę i poddałam się niesłabnącym pieszczotom, jednocześnie rozluźniając mięśnie, by jeszcze nie szczytować…
Chciałam kończyć z nim we mnie, z jego ciężarem na moim ciele, z jego ustami muskającymi moje, z jego oddechem na mojej szyi…
Wszedł we mnie, ale nie spieszył się wcale… spełnienie przyszło później… niespodziewanie… silne jak zawsze… zapierające dech… oszałamiające…