Dzieliliśmy się planami na dzisiaj, chwaliliśmy błogością przyjemnych chwil…
Mój dzień zaczął się tak: wstałam SOBIE, zjadłam SOBIE śniadanie, wyszykowałam współlokatorów, żeby szybko SOBIE poszli, ubrałam się i wyszłam SOBIE pobiegać… było fajnie…
Wróciłam SOBIE, sprawdziłam co tam słychać u reszty… Pełen, zasłużony relaks, a ja?
Ja SOBIE posprzątam, popiorę SOBIE, na zakupy SOBIE pójdę i obiad SOBIE ugotuję Może jeszcze SOBIE kurze zetrę i SWOJE śmieci wyniosę
I tak…
Zrobiłam SOBIE dobrze, poszłam SOBIE na terapię światłem, poszłam SOBIE po jajeczka i warzywka, zrobiłam SOBIE trzy prania, ogarnęłam SOBIE mieszkanie, zrobiłam obiad i SOBIE leżę, słuchając SOBIE starych przebojów Pink
(podczas terapii światłem leciała z głośników i przypomniałam SOBIE o niej )
Zamykam oczy i przypominam SOBIE jak bardzo lubię jej głos… jej usta, jej oczy, jej fryzury, jej figurę, jej pazur, jej twardą kobiecość, jej charyzmę… ogień…
Jak to się stało, że o niej zapomniałam?
Przecież to ideał kobiety, z którą chciałabym spędzić noc…
Spotkałam… całkiem niedawno… na siłowni… bardzo podobną do niej dziewczynę… oderwać wzroku nie mogłam…
Przypominam SOBIE młodszą wersję siebie, nie dużo młodszą , singielkę… chciałam być jak Pink, taka swobodna, seksowna, twarda… chciałam mieć taki głos, seksapil… takich mężczyzn przy boku…, teraz nie pamiętam nawet jak wyglądali… , ale pamiętam, że chciałam tam z nimi być… z nią… z nim… pomiędzy obojgiem…
Dotykać ich, całować się z nią, być dotykaną, być w centrum…
Teraz… z perspektywy czasu… przez pryzmat doświadczeń… wiem, że z taką kobietą mogę być… trzeba ją tylko SOBIE znaleźć…
A tymczasem… Czekamy we włoskiej knajpce… na parę…