wyzwanie

Dowody ukończenia pierwszego etapu wyzwania, w którym biorę udział od pierwszego października 2020, wysłane…

Może pamiętacie, a może nie, ale na początku wyzwanie pachniało mi porażką, później trochę mniej, ostatecznie okazało się banalne…

Nie mówię „hop”, bo czekam na informację czy przechodzę do drugie etapu, ale czuję, że dowody pozytywnie przejdą weryfikację…

Ostatnie 10 dni pierwszego etapu wyzwania spędziłam na poszukiwaniu nowych pięciokilometrowych tras w ograniczonej przestrzeni mojego prywatnego izolatorium i znalazłam ich kilka… pokój dzienny-korytarz-kuchnia-korytarz-pokój dzienny… pokój dzienny-korytarz-pokój młodszego współlokatora-korytarz-pokój dzienny… pokój dzienny-korytarz-schody w dół-piwnica-schody w górę-korytarz-pokój dzienny… czasami zahaczyłam po drodze o łazienkę, przerzuciłam pranie z suszarki do szaf, nosząc odzież pojedynczo do pokoi młodszych współlokatorów i sypialni, by mieć jakiś cel zanim znudzona usiądę i dokończę brakujące kroki jednostajnym ruchem ręki… W kuchni kilka razy walczyłam z nieznośną temperaturą piekarnika i pokusą, by wziąć coś na drogę i na bieżąco uzupełniać palone kalorie…

Niejedną trasę przetańczyłam do świątecznych przebojów, śpiewając i wynosząc z pokoju dziennego do kuchni naczynia, oczywiście pojedynczo, by mieć jakiś cel zanim zrezygnowana usiądę i dokończę brakujące kroki jednostajnym ruchem ręki…

Niejedną trasę pokonałam szybkim tempem, by jak najczęściej zerkać na telewizor i moich ulubionych Przyjaciół, których Netflix tak bezdusznie miał zamiar usunąć… i oczywiście to zrobił…

I tak po trzech, całkiem fajnych, miesiącach lekkiej aktywności fizycznej, obserwacji przemieszczania się społeczeństwa o różnych porach dnia, zużycia zapasu chińskich maseczek ochronnych, wielokrotnym praniu kominów biegowych, znalezieniu kilku nowych tras w ograniczonej przestrzeni izolatorium, przeczytaniu dwóch motywujących książek, które zmieniły w moim życiu dosłownie nic, ale zdecydowanie poprawiły mi humor utwierdzając mnie w poczuciu mojej wspaniałości i dając do myślenia, że z niczego (z pozoru niczego) można stworzyć coś i napisać o tym poradnik… lepiej dla mnie, żebym oficjalnie przeszła do drugiego etapu wyznania, bo nie będzie łatwo znaleźć w sobie tyle chęci „nie musząc” codziennie biegać, ćwiczyć, zapisywać i meldować wykonanie zadania…

Zasady drugiego etapu są do ogarnięcia, ale „samo się nie zrobi”, więc zostawiam tutaj moje myśli, ubieram się ciepło i idę… pobiegać… szukać nowych tras na zewnątrz… obserwować przemieszczanie się społeczeństwa… ruch uliczny… godziny otwarcia sklepów i kolejki przed nimi…

Zanim jednak wyjdę to wstanę… napiję się wody… zaliczę medytację i afirmację w łazience… rzucę się na matę i zrobię deseczkę…

Życzcie mi powodzenia… i kciuki, w wolnej chwili, potrzymajcie… za drugi etap wyzwania…

#KochamCiebieBardziej #Ona #Wyzwanie

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *